Nadszedł czas i nadeszła pora na to, aby powiedzieć Wam jedną z najczarniejszych i przerażających bardziej niż Buka prawd o moim zawodzie. Wydaje się, że ciągłe spotkania, szkolenia, wyjazdy, nowe projekty powinny być idealną okazją do zostania duszą towarzystwa niczym Paris Hilton ale nic bardziej mylnego. Prawda jest straszna i planowałem zabrać ją ze sobą na skraj blogowego świata, ale tak – projektowanie może zniszczyć Twoje życie prywatne. Dlaczego? Odpowiedzi jest kilka i żadna z nich, podobnie jak tłumaczenia się ministrów z premii końcoworocznych, nie jest wystarczająco jasna i klarowna.
- Twoi znajomi boją się jechać z Tobą na wakacje, ponieważ wybór miejsca noclegowego przypomina przeprawę przez zaspy śniegu w japonkach – jest ostro i wyboiście. W jednym wnętrzu owalna umywalka nie pasuje do gresu, w innym jest zbyt oklepana lampa nad stołem, a kolejne miejsce jest skreślone na samym początku przez zbyt obłe uchwyty przy szafkach w kuchni. Gdy finalnie udaje się Wam znaleźć coś bardziej neutralnego usłyszycie „ale mieszkanie na wakacje musi mieć to coś, w końcu spędzimy tam tydzień” i wtedy macie ochotę podrzeć mój bilet lotniczy na drobne strzępki…
- Rodzina boi się Ciebie zapraszać na imieniny babci lub rocznicę ślubu ciotki i wujka, ponieważ przeczytali Twój ostatni wpis na blogu „Projektowe koszmary” i uważają, że ściągają do swojego domu Tomasza Jacykowa wnętrzarskich przestrzeni, który tylko czyha na ich biedne wnętrza i pewnie zrobi im zdjęcia na tego swojego bloga z podpisem „a oto drodzy Państwo przykład jak tego nie robić”.
// ZOBACZ WPIS: „Interiors: Projektowe koszmary”! - Twoja dziewczyna wstydzi się chodzić z Tobą do restauracji, bo przez 15 minut rozwodzisz się na temat zastosowanych we wnętrzu technik i rozwiązań kolorystycznych, kolejne 15 minut jesteś w łazience (no bo trzeba ją wnikliwie obejrzeć i podotykać), a przez następne 10 minut obracasz krzesła, przerzucasz poduszki i podskakujesz do lamp, aby dostrzec, czy aby na pewno są oryginalne. Na końcową ocenę miejsca jedzenie ma tak na prawdę najmniejszy wpływ, bo wiadomo – liczy się wnętrze…
- Nie usiądziesz sobie spokojnie wieczorami lub weekendami z piwkiem w dłoni, ponieważ wszyscy znajomi chcą się Ciebie poradzić w kwestiach mniej lub bardziej trapiących ich skołatane remontem nerwy. Nie, nie mam z tym problemu i lubię pomagać, ale czasami czuję, że mógłbym założyć w swojej miejscowości mały kącik porad o charakterze lokalnym. Może powinienem założyć osobne konto na Facebook’u o nazwie „kącik porad by Artur” i wywiesić godziny otwarcia :D?
- Zrywasz nocki na projektowaniu, bo przecież w dzień nie było czasu. Siedzisz do rana, aż wzejdzie Słońce, a wieczorem na randce podczas oglądania filmu zasypiasz jakby nigdy nic budząc się później w środku nocy z wyrzutami sumienia krzycząc, że śniłeś o goniącym Cię deadlinie :O. Nie wspomnę o wydawaniu miljonów na kawę żeby jakkolwiek przeżyć dzień…
- „Kochanie, a może skoczymy dzisiaj na małe zakupy?” – i teraz wyobrażam sobie minę mojej dziewczyny, która po 2 godzinie wędrówki poprzez kolejne alejki IKEA zaczyna wątpić w to, że dzisiaj wybierze dla siebie nową sukienkę lub buty. W końcu weekend to idealna okazja do podpatrzenia co nowego we wnętrzarskiej trawie piszczy…
- Wydasz tysiące na botoks przez przyklejony uśmiech, który pojawia się na Twojej twarzy za każdym razem, gdy odwiedzasz znajomych lub bliskich pokazujących z ogromną ekscytacją ich nowy mebel w salonie. Nie chcesz wyprowadzać ich z tego błędu, więc uśmiechasz się szeroko przytakując.
// ZOBACZ WPIS: „8 insygniów projektanta wnętrz” - Oglądasz sobie instastories swoich znajomych, więc teoretycznie się relaksujesz, ale widzisz piękne wnętrze i co robisz? Piszesz do koleżanki żeby koniecznie poszła teraz do łazienek i nagrała jak wyglądają. Cóż, pewnie kiedyś ktoś zamiast nagrać te łazienki zadzwoni do szpitala psychiatrycznego i nikt nie zapyta czy to faktycznie zboczenie zawodowe…
Potraktujcie tekst z dużym dystansem (prośba szczególnie do moich znajomych…), ale bądź co bądź trochę racji chyba mam. Koledzy i koleżanki po fachu, zgadzacie się z tą tezą?
Artur
Zgadzam się :) Fajnie piszesz lekko i z humorem.
Dzięki Elwira! Zapraszam częściej :)
Cała prawda z humorem - też tak mam :)
Aż tak skrajnie chyba nie jest. Połowa problemów znika jeśli jest się singlem, no ale wtedy kompletnie nie istnieje sfera prywatna. Faktycznie istnieje ,,zboczenie zawodowe" w kwestii lustracji otoczenia. Ze znajomymi zawsze popełniamy ten ,,błąd". Ale w końcu to nas najbardziej kręci więc jest i powód do przyjemnej rozmowy ;) Ps. Fajny tekścik i czyta się z bananem :)
właśnie o to chodzi, znika i poświęcasz czas na pracę w 100%, pytanie czy o to chodzi. Wolę zachować jednak balans. Dzięki! :)
Moj Boze tak placze ze smiechu xD dlatego jak w przyszlym roku bede przymierzac sie do kupna mieszkania cale mi je projektujesz zebym mogla Cie tam zapraszac (plus za schowanie gdzies w sciagnie lozka dla Ciebie i Asi zebyscie mieli gdzie spac po imprezach w Krk :D
Dzięki Marta! Polecam się serdecznie :D W kontekście całego posta troszkę mniej...
Haha, najgorzej, że to jako niearchitekt sama łapię się na niektórych rzeczach :P
Widzę że obrazki przedstawiają rzeczywistość.