Nowy cykl na blogu uważam za rozpoczęty! Seria ma na celu przybliżenie kilku sylwetek fotografów, których prace wyznaczyły nowe kierunki w tej dziedzinie sztuki. Fotografia rozwijała się najbujniej w XX wieku kiedy to coraz nowsze wynalazki pozwalały na osiągnięcie coraz innych efektów. Aby przedstawić pierwszą osobę cofnijmy się do drugiej połowy ubiegłego stulecia, do Nowego Jorku. Tam właśnie żyła i tworzyła Diane Arbus.
Nie będę rozczulał się tutaj nad poszczególnymi wątkami z biografii artystki, gdyż jest ich zbyt wiele. Należy jednak podkreślić, że nie przyszła ona na świat w ubogiej rodzinie a jej kariera artystki nie była z góry zaplanowana przez rodziców. Diane urodziła się w zamożnej, żydowskiej rodzinie (z polskimi korzeniami) prowadzącej dom mody „Russeks”. Od najmłodszych lat stykała się z modą, którą potem fotografowała w studiu ze swoim mężem Allanem Arbus’em dla „Glamour” czy „Harper’s Bazaar”. Początkowo asystowała swojemu życiowemu partnerowi ale powoli zyskiwała na znaczeniu jej osobowość, która budziła coraz większe zaciekawienie.
Przełom w jej karierze nastąpił po kursie fotograficznym prowadzonym przez Lisette Model, dzięki któremu odkryła swój styl i zaczęła tworzyć swoje najpopularniejsze prace. Czarno-białe, kadrowane do kwadratu zdjęcia stały się jej znakiem rozpoznawczym. Fotografka (a właścicie fotograf, gdyż Diane tak kazała o sobie mówić) w wieku 38 lat kilkanaście miesięcy spędziła na podróżowaniu po różnorakich festiwalach, konkursach czy innych tego typu wydarzeniach zawsze przywożąc z nich mnóstwo rolek czarno-białego filmu. Żadne ze zdjęć nie przedstawiało jednak pięknych modelek czy znanych na szeroką skalę osobistości. Diane skupiała się na marginesie społecznym, jak mówi Annie Leibovitz: „Arbus była bardzo, bardzo ważnym fotografem dlatego, że fotografowała ludzi, których my jako społeczeństwo w ogóle nie chcieliśmy oglądać. Nie dość, że nie chcieliśmy ich oglądać, my ich w ogóle nie zauważaliśmy.”
Odwaga, otwartość i głębokie współodczuwanie to cechy, które pchnęły ją do przemierzania najbardziej mrocznych zaułków Nowego Jorku w poszukiwaniu coraz to nowszych i bardziej „odrażających” tematów. Z każdą fotografowaną osobą wchodziła w szczególną zależność przez co sama stawała się coraz bardziej zagubiona, odizolowana, dziwna. Przez swoje prace pokazywała, że na świecie nie istnieją tylko długonogie modelki (które o dziwo sama wcześniej fotografowała) ale i osoby upośledzone, zdeformowane. Mówi się o niej, że przesunęła granice tego co przyzwoite. Cena była jednak bardzo duża.
W 1971 Diane Arbus w wieku 48 lat popełnia samobójstwo podcinając sobie żyły i zażywając śmiertelną dawkę leków.
„… Znalazł Diane martwą, z przeciętymi nadgarstkami. Leżała na boku w pustej wannie, ubrana w spodnie i koszulę. Na biurku zostawiła otwarty dziennik, przy dacie 26 lipca skreślone były dwa słowa: „Ostatnia kolacja”.
Twórczość Diane Arbus budziła niemałe kontrowersje, artystka odsłaniała bowiem to, o czym wygodniej byłoby zapomnieć. Wydaje się jednak, że przede wszystkim mówiła
o nas samych to, czego chcielibyśmy nigdy nie usłyszeć.
CYTATY:
„Nie fotografujcie niczego, co nie zrobi na was wrażenia takiego jak uderzenie pięścią w brzuch”
„ Dziwacy i szaleńcy byli tymi, których bardzo często fotografowałam. Było to dla mnie wspaniałe i podniecające. Większość ludzi przeżywa swoje życie bojąc się panicznie doświadczeń w jakikolwiek sposób traumatycznych. Dziwacy rodzą się ze swoją traumą; oni już przez to wszystko przeszli. To oni są arystokratami”.
“Nie wiem, co to jest dobra kompozycja… Czasem kompozycja jest dla mnie szczególnym rodzajem światła (…), a czasem ma coś wspólnego z zabawnymi pomyłkami. To poprawność i błędy; i czasem lubię poprawność, a czasem to, co nieudane”.
„Nie lubię niczego aranżować. Kiedy staję przed jakimś obiektem, zamiast ten obiekt… dostosowuję siebie
samą”
pięknie! <3
u mnie do wygrania bransoletka z kryształkami Swarovskiego, zapraszam : http://madame-chocolate.blogspot.com