W każdej branży krążą żarciki, które są zrozumiałe tylko dla znajomych z „podwórka”. Znacie ten moment, gdy wystarczy tylko nawiązać ze sobą kontakt wzrokowy i wszystko staje się jasne – nie potrzeba nawet słów i gestów, bo coś po prostu jest paskudne, i jakby to powiedziały internety,„projektant płakał jak projektował”*?.
Ja na swojej liście ukochanych wnętrzarskich koszmarów mam kilka pozycji, które z pewnością i Wam spędzają sen z powiek. To co, odliczamy?
- Na początek coś, czego szczerze nienawidzę – taśmy LED świecące ferią barw. Naprawdę to najgorsza zbrodnia jaką można popełnić. Takie rozwiązanie nie pasuje N I G D Z I E, a najbardziej razi w aranżacjach utrzymanych w stylu klasycznym, ze szlachetnymi materiałami jak drewno czy kamień. Dyskoteka drodzy Państwo jest w mieście lub sali weselnej, a w domu proponuję napić się wina w spokoju i ciszy np. przy świeczkach.
- Tryptyki, dyptyki czy inne takie przedstawiające kwiat lotosu lub japońską kompozycję – naprawdę jeszcze coś takiego ma powodzenie? Obecnie mamy tak szeroki wachlarz opcji do wyboru: poprzez galerię prywatnych zdjęć, plakatów tematycznych, własną grafikę, czy wyszukany na aukcji internetowej obraz lub szkic odręczny, że wybieranie tego typu chińskich dekoracji w markecie budowlanym i płacenie za nie niemałych pieniędzy jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Po co w moim mieszkaniu mam trzymać przedmiot, który w żaden sposób nie mówi czegoś o mnie samym i jest tylko bezpłciowym zapełnieniem ściany?
- Fikuśne płyty g-k – to, co widziałem z wykorzystaniem płyt gipsowo-kartonowych niejednokrotnie przechodziło moje wszelkie wyobrażenia. Czasami myślę sobie, że na osiedlu X przez dozorcę został ogłoszony wielki konkurs w którym zwycięzcą zostanie okrzyknięty najbardziej fikuśny kształt opatrzony oczywiście kilkoma półeczkami, odcięciami i łukami… a, no i obowiązkowo rażącym halogenem na środku wnęki.
- Imitacja kamienia z marketu budowlanego – o ile białe cegiełki, czy beton architektoniczny do projektu zdarzyło się wybierać w Liroju lub innym tego typu sklepie, o tyle nie rozumiem jak można popełnić taką zbrodnię i ułożyć na przestrzennej klatce schodowej lub ścianie w salonie to okropieństwo przypominające ścianę przypadkowo potraktowaną spray’em. Moje oczy już krwawią, a to dopiero środek listy…
- Wzorzyste, dziergane, szarpane i dekorowane – firanki. Wierniejsi fani Arch/tecture wiedzą, że uwielbiam zasłony, a firanki w prostej formie również toleruję. Niejednokrotnie ratują nas przed oczami wścibskiej sąsiadki Wiesi, która wie kiedy jemy śniadanie, obiad i co oglądamy codziennie przed zaśnięciem. Nigdy natomiast moja projektowa głowa nie ogarnie tłoczonych w greckie wzory firanek udekorowanych kolorowymi falbanami i puszystymi kokardami. Być może preferujecie motyw chleba, wiejskiej fermy lub palm i ananasów? Tak, takie też istnieją i niestety je zobaczyłem.
- Twister na ścianie – lewa ściana na czerwony, prawa ściana na niebieski, a podłoga w czarno-białe romby. Pomieszanie z poplątaniem, a wracając z pracy mamy gwarancję ciągłych atrakcji wizualnych niczym w cyrku, bo nasze oczy nie wiedzą gdzie patrzeć żeby chociaż trochę odpocząć. Nie, nie nawołuję jak wiecie do białych, szarych i beżowych wnętrz bez dodatku kolorów, ale o rozważny dobór barw w swoim mieszkaniu. Rozumiem, że paleta jest szeroka, ale warto ograniczyć się do wyboru kilku kolorów najlepiej podkreślonych jednym neutralnym.
- Meblościanki – w opisie mojej osoby po prawej stronie przeczytacie „zafascynowany znienawidzonym designem PRL-u” i jest to prawda, ale do czasu. Projektowa tolerancja kończy się tam, gdzie widzę stare, suto kryte lakierem meblościanki, które straszą swoimi otwartymi półkami na których obowiązkowo musi być dziergana serwetka i kolekcja kryształów rodowych. Nie zrozumiem też nigdy mało gustownych zestawów ze sklepów meblowych i wnętrz, w których wszystko jest z jednej serii i przywodzi na myśl ekspozycję, a nie czyjś dom. Tak więc meblościanki bardzo lubimy, ale poświęćmy im trochę czasu przy renowacji lub stwórzmy coś wyjątkowego np. na zamówienie u stolarza.
- Płytki, wszędzie widzę płytki – pozycja numer osiem to poddanie pod dużą wątpliwość płytkowania ścian (lub po krakowsku: „flizowania”) wydzielonych toalet pod sam sufit. Pomieszczenie 1,2m x 1m, podwieszana toaleta, na ścianie lustro w eleganckiej ramie, a do góry dłuuugi tunel i masz wrażenie, że właśnie znalazłeś się w szybie wentylacyjnym i uciekasz przed ścigającą Cię policją. Ludzie, po co nam w toalecie płytki do takiej wysokości? Przecież wystarczy wykończyć ściany powierzchnią zmywalną do 120 cm, a resztę pomalować, zawiesić obrazek lub przykleić tapetę.
- Rafa koralowa na sedesie – kojarzycie te deski sedesowe z efektem 3D i rybkami, rafą koralową, florą i fauną? No cóż, ja rybki wolę pooglądać w wodzie, a w łazience opuszczać białą deskę sedesową bez strachu, że coś zaraz mnie zaatakuje. Dla Waszej informacji: są nawet takie z motylkami, rozgwiazdami i… tygrysem.
- Wstawianie szafy w łazience – a ściślej rzecz ujmując: kabiny prysznicowej z grafitowym szkłem lub matowym motywem syreny, bambusa, czy innej orchidei. Tego też nigdy nie zrozumiem: mam malutką łazienkę, ledwie pomieszczę w niej wszystkie potrzebne sanitariaty, ale wstawię nieprzezroczystą kabinę, która jeszcze bardziej spotęguje efekt klaustrofobii. Oczywiście są takie rozwiązania, które wyglądają bardzo estetycznie i obiecująco, ale wg mnie warto postawić na prostotę. Czym więcej wzorów i kolorów tym bardziej zaśmiecamy pomieszczenie i pomniejszamy jego gabaryty, a argument, że na grafitowym szkle mniej widać kamień i osady jest totalną nieprawdą, bo:
Perfekcyjny Artur da Wam jedną radę: roztwór wody z octem, który rozpuszcza wszelkie zacieki i osady.
Ufff, dotrwaliśmy do końca. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli przeze mnie koszmarów w nocy, a w najgorszym razie sięgniecie po coś mocniejszego z barku. Może macie ochotę dodać coś od siebie?
* cały artykuł ma charakter mocno ironiczny i prześmiewczy, nie bierzcie całego kontekstu zbyt dosłownie 🙂
Artur
(wszystkie użyte w poście zdjęcia pochodzą z wyszukiwarki Google.pl)
Do listy dodałabym jeszcze: Na ścianach pionowe pojedyncze paski tapety w kwiaty a na nich obraz lub kinkiet Szkło nad blatem w kuchni w cytrusy Tandetne panele z firanki na oknach wykończone fikuśnymi kształtami z plastiku na dole Dodatki w mocnym kolorze ( np czerwieni) na każdym kroku - wazon, obraz, piętnaście doniczek i wstążka w firance) Telewizor zawieszony 10cm pod sufitem i milion kabli wiszących pod nim
No właśnie, przecież poza deskami dekorowanymi w orchidee, znajdziemy też całą paletę pięknych grafik na szkło za blaty kuchenne!
Treściwy artykuł. Pozdrawiam.
Super wpis. Zawsze jak widzę kolorowe ledy w pomieszczeniach to coś mi się dzieje :)
Absolutnie nie zgadzam się z punktem 1. Kolorowe taśmy LED wyglądają cudownie w przypadku takich miejsc jak battlestation, czyli przestrzeń do gier, gdzie same komputery mienią się na milion kolorów.
oo tak, zdecydowanie są miejsca, gdzie wyglądają "w punkt". Bardziej mam na myśli ładne, proste, jasne wnętrze, gdzie czerwony lub fioletowy kolor ni jak pasuje.
Zgadam się z wpisem, szczególnie geometryczna kompozycja wygląda wyjątkowo tandetnie. A długo takie szkaradło zdobiło moje mieszkanie...
Chyba stylowa deska sedesowa mnie rozwaliła najbardziej, ale generalnie wszelkie dziwne wzorki, czy meblościanki zdecydowanie odpadają :D. Poza tym ludzie kupują to, co im się w danej chwili podoba, nie myśląc o tym, czy to gdzieś pasuje, czy nie. Ja ostatnio odmówiłam kupna ródżki Harrego Pottera, bo stwierdziłam, że nie mam jej gdzie postawić i nigdzie nie pasuje :D.
jak to różdżki Harrego Pottera?! To taka forma dekoracji jak mniemam? :D
Interesujący wpis, pozdrawiam serdecznie ;)
Odpowiedź do punktu 8 jaką usłyszałam-trzeba będzie malować.