… słów kilka
Bo są takie słowa, które każdego wprawią w dobry nastrój. Dla jednych jest to „obiad gotowy”, „mam dla ciebie prezent”, a dla innych szczęście potrafi przynieść nawet ich brak (czyt. święty i cenny spokój). Czy zastanawialiście się kiedyś jakie zdania najbardziej łechtają ego profesjonalnego projektanta wnętrz? Jakie teksty sprawią, że będziesz mieć go w garści od samego początku współpracy, a być może nawet dostaniesz soczystą zniżkę na projekt swojego m2? 😀
- Na szczycie listy musiałem umieścić coś mocnego, więc wybór padł na „Panie Arturze, wszystko akceptujemy, nie chcemy żadnych poprawek”. Kiedy dostaniesz takiego maila jesteś szczęśliwszy, niż Kamil Stoch po wygraniu Turnieju Czterech Skoczni, ale zawsze w Twojej głowie zapala się czerwona lampka samokontroli. W końcu nie możemy popaść kolejny już raz w samozachwyt, bo to droga do projektowego Hadesu. Usłyszałem takie zdanie 2 razy w życiu (z czego raz robiłem projekt dla samego siebie…:O), i na prawdę ma się wtedy poczucie dobrze wykonanej pracy. Takiej wiecie, od A do Z, która spełnia oczekiwania inwestora i oszczędza nasz cenny czas na poprawki!
- „Płytki piękne, ale fuga dobrana perfekcyjnie” – i wtedy wiesz, że warto było przez 2h biegać ze wzornikiem i gresem po sklepie i i parkingu (bo światło dzienne robi różnicę), aby idealnie dobrać kolor fugi, czy odcień bieli lamp i ścian. Projekt projektem, ale ktoś musi to wszystko ze sobą odpowiednio spiąć, a z doświadczenia wiem, że inwestorzy na etapie realizacji czasu mają mało i takimi „pierdołami” potrafią czasami zepsuć cały efekt „wow”(inwestorzy, pilnujcie się!). Ktoś, kto zauważa takie rzeczy i przywiązuje do nich uwagę od razu u mnie plusuje.
- „Bez Pana nie dalibyśmy sobie rady” – no troszkę się czerwienię, ale, nooo, no wiem… Taka prawda, że niejednokrotnie na wnętrze jest kompletny brak pomysłu i koncepcji, a dzięki wnikliwej rozmowie z projektantem niczym na kozetce, wspólnym, wyczerpującym zakupom zakropionych mocną kawą dowiadujemy się, że tak na prawdę to my wiemy co chcemy i lubimy, ale za mało próbowaliśmy to skrystalizować w swojej głowie.
- „Wiemy, że tworzenie takie projektu nie trwa tydzień, a znacznie dłużej” – ojjj, tak mi mówcie. Takich inwestorów to wszyscy kochamy, niestety grozi im wyginięcie podobnie jak łosiom. Dobrze jest mieć świadomość, że warto rozejrzeć się za projektantem, a już na pewno za ekipą wykończeniową sporo wcześniej. Potem szkodzimy tylko sobie, bo nikt na robotę w ciągu dwóch dni nie wejdzie, a projektant nie uwinie się ze stworzeniem elektryki, wizualizacji i doboru materiałów w jedną noc (chociażbyś zapewnił mu całonocną dostawę mocnej kawy). No cóż, przynajmniej potem można się trochę pośmiać tak, jak ostatnio, gdy koleżanka dostała maila z zapytaniem o projekt całego domu, bo za tydzień wchodzi ekipa wykończeniowa i nie wie co ma robić…
- „Wolimy powierzyć nasze nowe mieszkanie w ręce profesjonalisty i mieć pewność, że efekt finalny nas zadowoli” – i od razu wiadomo, że mamy do czynienia z inwestorem, który jest świadomy i wie, że projekt to usługa której wykonanie powierza specjaliście. Nasza praca to głównie pomoc, ale i rzeczowość oraz dzielenie się zdobytym doświadczeniem. Zadowolony klient poleca nas dalej, a my mamy w głowie tę miłą świadomość, że kolejny dom lub mieszkanie zostało urządzone jak należy – stylowo, funkcjonalnie i z pomysłem!
- „Przygotowaliśmy galerię inspiracji i zdjęć rzeczy, które się nam podobają” – oczywiście to projektant wymyśla, kreuje i komponuje, ale uwierzcie mi, że taki mały, prosty pakiet jest niezwykle cenny i pomocny. Kiedyś dostałem od inwestorów długą listę tego, co im się podoba, a co kategorycznie odpada w ich nowym domu. Dzięki kawałkowi papieru nasz projekt przebiegł sprawnie, a komunikacja była bardzo płynna i swobodna. Najgorsze co można usłyszeć to „proszę coś wymyślić”. Pytanie, czy to „coś” będzie potem poprawiane w nieskończoność. Jeśli tak, to ja wysiadam.
Dodalibyście coś jeszcze? Jakie słowa powodują, że chce Wam się projektować i z radością czekacie na kolejne zlecenie? A może odwróćmy sytuację i zastanówmy się nad tym, co najbardziej nas denerwuje i jakie słowa powodują, że włos się na głowie projektanta wnętrz jeży…
Artur
Cudne :P Ja, słysząc zdanie z pierwszego punktu zawsze jestem podejrzliwa i wydaje mi się, że inwestor po prostu jest tak niezadowolony, że nie ma sensu, żebym to poprawiała, bo on sam zrobi to lepiej jednak bez mojej pomocy :D Serio :D
Też bywały takie momenty, ale generalnie zawsze jakieś popraweczki się trafią :D
Interesujący artykuł. Dobra komunikacja w tej branży to podstawa.